Jak widzę na instagramie piękne zdjęcia z pięknymi książkami, w pięknych wnętrzach, najczęściej w towarzystwie nóg, kaw i czekolad ;) to na maksa zastanawiam się, czy aby na pewno ci wszyscy instagramowi #bookloversi czytają książki, z którymi się fotografują… Wrzucają masę książek, niemal codziennie, albo nawet kilka razy dziennie. Książki najczęściej służą za rekwizyt, za podstawkę pod kawę, krem albo tablet.
No dobra, na pewno są osoby, które na 100% czytają to, co pokazują, ciekawie i wartościowo :) Śledzę nawet kilka takich profili, poważnie :) np. read up! – profil Mili (blog: http://readup.pl).
Zastanawiam się, czy wydawnictwa korzystając ze współpracy z influencerami weryfikują treści, jakie zamieszczają ci twórcy. Może idą na łatwiznę i wysyłają „dary losu” na chybił trafił, byle tylko ktoś je pokazał? I nie jest ważne jak, ale ważne, aby książka pokazała się w necie.
Uwaga żarcik! Mi też możecie przysyłać wszystko jak leci, od poradników dla hodowców mrówek, przez podręczniki do jogi, 50 twarzy szarego, aż po albumy ze zdjęciami Nowej Zelandii. Nie obiecuję, że je odbiorę i rozpakuję, nie obiecuję, że przeczytam, nie obiecuję, że pokażę. Nic nie obiecuję :P
Wczoraj zastanawiałem się nad tym mocno głośno i mój Szanowny Szwagier wyrecytował mi wierszyk, który idealnie podsumował moje rozkminki:
Zamiast kwiatów, zamiast wstążki
Kupowała Wandzia książki,
Ale żadnej nie czytała;
Ot tak tylko, byle miała.
Na to matka jej powiada:
„Książka w szafie nic nie nada;
Pszczółka z kwiatów miodek chwyta,
Kto ma książki, niech je czyta.“
Autor: Stanisław Jachowicz. Tytuł: Wandzia.
Chodźcie do mnie na insta: https://www.instagram.com/pan__artur/